Życzymy sobie i Wam, żeby 2018 r. był pełen takich powolnych, rodzinnych dni jak nasz ostatni dzień 2017 r., który spędziliśmy w Beskidach, w naszych Słopnicach. Zapraszamy Was na jednodniową wizytę do naszego domku w górach.

Nasz dzień w Słopnicach

Ostatnie dni 2017 r. spędziliśmy w Słopnicach w Beskidzie Wyspowym. Często piszemy i mówimy o tej miejscówce, aż  niektórzy dziwią się, czemu tak nas tu ciągnie – tak bardzo, że potrafimy przejechać w nocy pół Polski (około 5 godzin), żeby pobyć tu chociaż kilka dni. Tym razem wyjechaliśmy z Warszawy o godz. 19, było ciepło, mżyło. W Słopnicach zameldowaliśmy się o godz. 23.30 jadąc w tumanach śniegu, nieodśnieżoną trasą przy minusowej  temperaturze.

Nasze miejsce na Ziemi

Hmmm… Nie mamy tu jakichś luksusów – cztery lata temu zbudowaliśmy malutki, drewniany domek (ma niewiele ponad 50 m2), w którym jednak uwiliśmy przytulne gniazdko. Jest w nim wszystko co potrzeba – przede wszystkim dobrze wyposażona kuchnia :-D. Działka, na której stoi domek jest za to na tyle duża, że nie widzimy żadnych sąsiadów – to trochę taka nasza samotnia – odskocznia od mieszkania w warszawskim bloku (fajnie czasem iść na spacer w piżamie i nie spotkać żywej duszy).

Domek jest bardzo przytulny, zwłaszcza zimą, gdy napalimy w kominku.

Ale najważniejsze jest to, co na zewnątrz – cudowna przyroda, świeże powietrze, cisza i spokój. To dla nich tu uciekamy.

Ucieczka od miasta

Uwielbiamy nasze spokojne słopnickie życie, które toczy się wolniej niż gdzie indziej, bez spraw wielkiej wagi, a jedynie z problemami typu – „gdzie dziś pójdziemy na spacer”. Wszyscy wspanile się tu odnaleźliśmy, mimo że jedno z nas jest typowym mieszczuchem, który boi się robaków…

Klimatu, który tutaj mamy nie da się  do końca opisać słowami, dlatego postanowiliśmy pokazać Wam nasz dzień w Słopnicach. Tak się złożyło, że był to ostatni dzień 2017 r.

Jeśli wpis Wam się spodoba, dajcie znać w komentarzach, czy Wy też lubicie taki slowlife? Czy macie swoje miejsca, do których uciekacie przed zgiełkiem miasta? No i jak upłynął Wam ostatni dzień roku?

Zapraszamy na krótką relację, jak było u nas.

Ostatni dzień 2017 r.

O tym kiedy wstaniemy zwykle decyduje Miłoszek. Tym razem dobre dziecko dało pospać do 7.30 :-). Dzień, jak zawsze tutaj, zaczęliśmy od wspólnego śniadania.

W Słopnicach Miłoszka karmi głównie Gienek – podczas wspólnych wyjazdów chłopaki wykorzystują każdą okazję na wspólne spędzanie czasu.

Zobacz też nasze słopnickie śniadania z widokiem.

Po śniadanku Miłosz pierwszy raz w życiu zobaczył śnieg z prawdziwego zdarzenia i długo mu się przyglądał. Później dołączył do niego Luluś i tak sobie stały chłopaki :-).

Drugi punkt dnia – obowiązkowy – to wspólny spacer. Odkąd jest z nami Miłoszek, spacery stały się trochę krótsze, ale za to jeszcze fajniejsze.

Lulek kocha zimę i śnieżne szaleństwa. A my kochamy jego śnieżną mordkę ❤️.

Po południu nie ma już punktów obowiązkowych. Niektórzy nadrabiają zaległości z Warszawy.

Inni gotują. Gdy tylko możemy jemy pstrągi z miejscowej hodowli. Tak wyglądał nasz sylwestrowy obiad.

A Miłoszka – tak.

Później był jeszce czas na zabawy. Niektórzy zostali przyłapani na gorącym uczynku…

Wieczorem cieszyliśmy się urokami kominka – każdy na swój sposób.

Potem były jeszcze sylwestrowe tańce – ale nie było komu zrobić zdjęcia :-). A gdy Miłoszek już słodko spał, przywitaliśmy nowy rok naszym ulubionym grzańcem według tego przepisu.

Życzymy Wam i sobie, aby cały 2018 r. był pełen dni takich jak ten!