Czy zdarzyło Wam się zabrać za robienie wypieków w momencie, kiedy mieliście zaplanowane jakieś ważne zajęcia: zaległą pracę, egzamin, zlecony projekt, sprzątanie? Nagle ogarnęła Was przemożna chęć przetestowania jakiegoś nowego przepisu, albo powtórka z wypróbowanego repertuaru, wszystko w przekonaniu, że obowiązki zdążycie wypełnić, muszą tylko poczekać. Jeśli tak to dotknął Was syndrom procrastibaking!

Czy masz ten syndrom?

Ja właśnie zdiagnozowałem procrastibaking u siebie. Nie dalej jak kilka dni temu, niemal w środku nocy zabrałem się za robienie pankejków z kuskusu, bo coś mi kazało sprawdzić jeszcze raz proporcje składników. Nie patrzyłem na to, że była już najwyższa pora, żeby iść spać, zwłaszcza, że następny dzień zapowiadał się mega ciężki.

„Wszystko może zaczekać – piekę ciasto…”

Albo inna sytuacja: do zrobienia cały tygodniowy wpis na bloga (czyli siedem tekstów plus lista zakupów), ale ja właśnie wymyśliłem sobie quiche na kalafiorowym spodzie. Robota jak wiadomo, nie zając 🙂

Jest nas więcej

Jeśli też tak macie, to witajcie w klubie, jest nas więcej. Trudne dla Polaka słowo procrastibaking robi furorę na zachodnich blogach, a opatrzone hasztagiem #procrastibaking jest najnowszym hitem na Instagramie. Hasło powstało jako zlepek dwóch wyrazów: procrastine, czyli odwlekać, odkładać na później i baking, czyli pieczenie. Procrastibaking polega zatem na odłożeniu na bok ważnych zajęć celem zrobienia sobie przerwy na pieczenie. Pomyślałem, że polski termin to mogłoby być „odkładaniec”, albo „przekładaniec”. Co sądzicie? Wiem, to powinien być imiesłów, ale nie mam lepszych pomysłów. Niniejszym ogłaszam konkurs na najlepsze tłumaczenie hasła procrastibaking.

Procrastibaking ma już kilka odmian: jedni zabierają się za skomplikowane, wymagające uwagi, czasu i cierpliwości przepisy, inni robią ulubione wypieki: babeczki, czy bananowy chleb. Ortodoksi używają tylko składników jakie mają w domu, bardziej liberalni gotowi są kopnąć się do sklepu po brakujące rzeczy. I wreszcie, kiedy jedni dają się całkowicie pochłonąć pieczeniu, inni wracają do pracy między jednym mieszaniem składników, a drugim.

U mnie jest różnie, choć co do zasady lubię zapomnieć o całym świecie i zająć się pieczeniem. Złapałem się nawet na tym, że samo obserwowanie wypieków przez szybkę piekarnika może być zajęciem równie wciągającym i bezproduktywnym jak kolejny serial na Netflixie.

Co na to psycholog

Zjawisko bardzo wyczerpująco opisała kilka dni temu Julia Moskin, recenzentka kulinarna „New York Timesa”, pokazując rozmaite przykłady dotkniętych nią osób z różnych krajów i rozmaitych profesji. Głos w sprawie zabrał psycholog prof. Tim Pychyl z Carleton University w Ottawie, wyjaśniając że procratination, czyli odwlekanie jest jedną z nielicznych sytuacji, gdy ludzie podejmują decyzje w oczywisty sposób złe.

„Piekę, żeby coś sobie udowodnić”

Procrastibaking jest nieświadomie przyjmowaną strategią działania, która doraźnie pozwala nam udowodnić sobie tu i teraz,  że jesteśmy w czymś naprawdę dobrzy, sprawdzamy się i dajemy radę i… robimy wszystko,  żeby nie myśleć o przyszłości.

Hm, muszę to przemyśleć… Ale może faktycznie coś jest na rzeczy.

Tytułowe zdjęcie pochodzi z instagramowego konta allyoukneadisbread